
Czy znasz te 3 litery, które powstrzymują klientów przed odrzuceniem oferty w ciągu pierwszych 3 sekund?
Być może już wiesz, że niełatwo dziś przekonać klienta do zakupu w Internecie.
Bardzo niewiele potrzeba, by odrzucił nawet bardzo dobrą ofertę. Powiem Ci jak wykorzystać tylko trzy zwykłe litery, by w ciągu 3 sekund wyłączyć mechanizm obronny klienta, który każe mu natychmiast odrzucić Twoją ofertę. Pokażę Ci jak wprowadzać jedną małą zmianę do oferty, by zwiększyć jej skuteczność.
Zastanawiam się, jak zacząć ten tekst, by wzbudzić Twoje zainteresowanie. Może tak – przeczytaj dwa poniższe zdania i zadaj sobie pytanie: Które z nich do Ciebie bardziej przemawia:
1. Jak pisać skuteczne oferty sprzedażowe?
2. Jak pisać skuteczniejsze oferty sprzedażowe?
Czy ty też wybierasz wersję numer 2?
Mądry wybór 🙂 Przepytałem wczoraj 11 znajomych osób i 8 z nich wybrało tę właśnie wersję.
Zauważ, że oba zadnia różnią się tylko trzema literami: „sze”. Zamiast „skuteczne„, napisałem „skuteczniejsze”. Dlaczego?
Czy wiesz, jaka jest obecnie największa przeszkoda, która powstrzymuje klientów przed korzystaniem ze świetnych ofert w Internecie? Ludzie im po prostu nie ufają. To czynnik, który obecnie decyduje o sukcesie lub przegranej. Tyle reklam z każdej strony, a każda obiecuje cuda na patyku. Internauci nie raz zawieli się na obietnicach sprzedawców, że nabierają coraz większego dystansu.
Zbyt dobre, by było prawdziwe
Też tak masz, że gdy widzisz „100% gwarancji skuteczności”, to pod nosem mówisz sobie: „No, akurat, nie wierzę w to”? Wiemy, że nie żyjemy w raju i wszystko ma swoje ciemniejsze strony. Idealny świat jest tylko w bajkach. Idealna oferta musi więc być nieprawdziwa.
Prawdziwy, realnie istniejący produkt musi mieć jakieś wady albo chociaż ciemne strony, bo inaczej wydaje się nierzeczywisty.
Można oczywiście w ramach budowania wiarygodności napisać o wadach produktu. Ale z drugiej strony może to obrócić się przeciwko nam, bo klient uchwyci się takiej wady i dojdzie do wniosku, że nie chce tego produktu. Oj, co więc zrobić z tym fantem?
Relatywnie dobra oferta
Założenie jest takie – klient chce kupić produkt, by dokonać zmiany w jakiejś sferze swojego życia. Powiedz mu więc o tej zmianie. Nie obiecuj rzeczy zbyt wielkich, bo je odrzuci. Daj mu dokładnie to, czego szuka. Obiecaj ZMIANĘ.
Skupienie się na zmianach w życiu klienta nadaje też dodatkowo dynamiki ofercie. Jeśli zaczniemy opisywać zmiany, to obraz, jaki malujemy prze jego oczami przestaje być martwym zdjęciem, a przemieni się w barwny film z klientem w roli głównej.
Zdradzieckie nagłówki
Nie ma chyba większego truizmu niż stwierdzenie, że dobry nagłówek, to 80% skuteczności oferty. Mam nadzieję, że nie muszę Cię do tego przekonywać?
No tak, ale jak tę wiedzę o kluczowym znaczeniu nagłówków przekuć na skuteczną ofertę? Niby proste – trzeba napisać mocny nagłówek, który obieca niesamowite korzyści, prawda? Najlepiej taki, który daleko w tyle zostawi wszystkie obietnice konkurencji. To dobry pomysł, ale ma jedną wadę.
Wyobraź sobie, że wchodzisz na stronę z moim artykułem, który obiecuje Ci „100% skuteczne oferty za każdym razem”. Łykasz to?
Śmiem wątpić. Taki tytuł prędzej zniechęci niż skłoni do przeczytania całości tekstu. I tak, po sekundzie, dwóch lub trzech tracę czytelnika, bo przesadzony nagłówek włączył mechanizm ostrzegający go przed śmieciami. Nie ma dla niego sensu niczego więcej czytać.
Gdy jednak napiszę „przynajmniej 2 razy skuteczniejsze oferty, dzięki dodaniu do każdej oferty tylko 3 liter”, to zupełnie zmienia się wymowa artykułu, prawda?
Znaczącego wzmocnienia dodaje temu pewien dodatkowy element, o którym napiszę w przyszły wtorek 🙂
A teraz poświęć chwilę na przejrzenie swoich ofert, które okazują się niezadowalająco skuteczne i sprawdź, czy nie brakuje tam zwykłych trzech liter w różnych wariantach – SZY, SZA, SZE…
Powodzenia!
Ciekawe 🙂 trzeba będzie to koniecznie sprawdzić!
Co do nagłówków, to warto przyjąć następujące podejście: Zamiast myśleć o tym, jakie dać korzyści … pomyślmy, w jaki sposób po prostu ZATRZYMAĆ UWAGĘ czytelnika.
Szybko okazuje się, że nie zawsze służą do tego obietnice korzyści.
Przykład: „Throw Away Your Pillow” — nagłówek Eugene Schwartza. Podtytuł: „… and wake up the next morning looking and feeling up to ten years younger!”.
Nagłówek zatrzymuje tu uwagę właściwych ludzi, a dopiero podtytuł wzbudza zainteresowanie potencjalnego klienta, nawiązując do jasnych korzyści :).
Wiesz, nie ma co chirurgicznie rozdzielać nagłówka na tytuł i podtytuł.
Jednej ważnej rzeczy nauczyłem się testując różne nagłówki (w ogólnym tego słowa znaczeniu): sama ciekawość to za mało, trzeba od razu i to szybko odpowiedzieć na pytanie „Co będę z tego miał?” – czyli korzyść 🙂
Początek większości sukcesywnych tekstów sprzedażowych jest rozdzielony nie tylko na tytuł i podtytuł, lecz również przedtytuł :).
A korzyści najczęściej lądują w podtytule.
Robiłeś z tym jakieś testy? Mam na myśli jeden dłuższy nagłówek vs. krótszy z podtytułem.