Co robię, gdy “brakuje” mi klientów?
Jeśli zajmujesz się biznesowo copywritingiem, istnieje duże prawdopodobieństwo, że za bardzo przejmujesz się pisaniem, a za mało sobą. To wniosek po wielu indywidualnych warsztatach.
Najgorsze, co może Cię spotkać, to brak klientów, albo słabi klienci, którzy nigdy Ci dużo nie zapłacą. To drugie jest gorsze, bo niby pracujesz, coś robisz, ale mało z tego masz.
A gdybym Ci powiedział, co ja robię, gdy zaczyna mi brakować dobrze płacących klientów?
Już mówię! Uderzam do “starych” i pytam, co mogę jeszcze dla Ciebie zrobić! Serio, to takie łatwe. Przejrzyj listę swoich klientów i zapytaj ich, jak jeszcze możesz im pomóc. Zdziwisz się, co Ci powiedzą.
A jeśli to Twoje początki?
O, tu mamy problem. Ale inny, niż pewnie myślisz. Bo gdy klientów brak, istnieje pokusa, by brać, co się nawinie, prawda? I pracować za grosze, do nocy, bez zysków i bez sensu.
Wtedy lepiej poszukać jednego, dobrego klienta i dla niego pracować. Ale w takiej sytuacji musisz podwyższyć ceny, by Ci się to opłacało! Tak samo z dotychczasowymi. Istnieje zła praktyka, że “stałym” klientom obniża się ceny.
To głupi błąd.
Powinieneś podwyższać ceny “starym” i stałym klientom. Mniej pracować, więcej dawać. To jest klucz – co dajesz. Stali klienci zasługują na więcej wartości. A nie dasz większej wartości, jeśli nie możesz mu poświęcić więcej czasu! Ale jak masz poświęcić więcej czasu, skoro robisz drobnicę za grosze? Nie masz szans!
Widzisz – kluczowa jest cena!
Może wiesz, może nie, ale wspominałem o szkoleniu, gdzie pokazuję, jak podwoić swoje ceny. Krok po kroku, by to miało sens dla klienta.
Jeśli chcesz, możesz je tu sprawdzić >>
PS To lekko uaktualniony tekst archiwalnego newslettera, wysyłanego do subskrybentów mojej listy Szkoła Copywritingu. Jeśli chcesz otrzymywać najnowsze listy, musisz dołączyć do stale rosnącej grupy czytelników newslettera. Otrzymasz nietypowe wsparcie i od razu cudny poradnik copywritingu na start . ZOBACZ >>
Podwyżkę i obniżkę stałym klientom można łatwo ogarnąć.
Do standardowej ceny doliczasz 30% a potem „łaskawie” obniżasz o 10%.
Wilk syty i owca cała 🙂
Nie, nie mam na myśli sztucznego zawyżania cen. Raczej, by się dobrze cenić, nie bawiąc się w gierki z klientem.