Podła manipulacja?
Pozwolę sobie zacytować fragment maila, jakiego otrzymałem po publikacji ostatniego wydania newslettera:
„Jeśli zaś chodzi o meritum Twoich zaleceń, to porada „ze złodziejem” jest klasyczną manipulacją. Ja jako konsumentka wiele razy byłam „przekonana” przez sprzedawcę do zakupu towarów, co do których nie byłam zdecydowana i potem na nich klęłam, bo byłam niezadowolona, albo zwracałam. W ten sposób można wcisnąć klientowi coś, co mu w ogóle nie jest potrzebne i czego wcale nie chce. Nie znoszę takiego przekonywania, jakie prezentujesz. Jestem podatna na sugestię innych, a potem pluję sobie w brodę, że dałam się nabrać. Mnie ta metoda wybitnie nie przekonuje i zgodnie z zasadą: „Nie rób tego innym, co tobie niemiłe” – nie będę jej stosowała.”
Nie jest to pierwszy mail tego typu, jaki otrzymałem. Miałem też kiedyś okazję rozmawiać z jednym z czytelników mojego bloga, który zarzucił mi, że propaguję manipulację, która wręcz zmusza klientów do zakpu rzeczy, których nie potrzebują.
Czy rzeczywiście pisanie skutecznych ofert i reklam jest wykorzystywaniem biednych, podatnych na manipulację klientów?
To jest tak, jak z nożem. Można nim kroić chleb, ale też sterroryzować przechodnia. Samo narzędzie jest neutralne. Im bardziej ostry nóż, tym łatwiej nim kroić pieczywo, ale też staje się przez to większym zagrożeniem dla atakowanego człowieka.
Krytyka reklam, jako podłych narzędzi nieetycznej manupulacji skierowana jest w niewłaściwą stronę! Za ich pomocą przecież zbiera się środki dla dobroczynnych fundacji. A co z akcjami charytatywnymi? Albo z reklamą, namawiającą kobiety do badań mammograficznych? Im skuteczniejsze są, tym lepiej, prawda?
Moim zdaniem, dobry tekst reklamowy docierać powinien do klienta w mocny sposób, dotykając jego głębokich, może nawet nieuświadamianych pragnień. Wspomniana przez czytelniczkę technika „ze złodziejem” służy temu, by pomóc uporać się z poczuciem winy, jakie miewamy nieraz, w stosunku do nierozwiązanych problemów. Czy przez to staje się automatycznie zła? Nie, liczy się cel.
Kiedy piszę tekst reklamowy, to moim celem jest usatysfakcjonowanie klienta. I to nie chwilowe, lecz na długi czas. Szukam jego niezaspokojonych potrzeb i pokazuję, jak oferowany produkt na nie odpowiada. W centrum stoi zawsze czytelnik.
Jakie jest Twoje zdanie, czytelniku? Czy nie masz poczucia winy, gdy starasz się jak najjlepiej sprzedać swój produkt?
A czym jest reklama jak nie manipulacja? Czy będzie dla mnie roznica jak kupie sobie pepsi czy cole? nie, ale kupuje pepsi bo przeciez reklamowla ja shakira czy inna britney. Jak ktoś ma jakieś dziwne i niepotrzebne skrupuły wykonując swoją prace, to polecam zmianę pracy 😉
W powyższym tekście brakuje mi tylko „wezwania do działania” pod tytułem „zapisz się na newsletter”. W każdym razie tekst działa, bo się zapisuję. 😉
Jak uniknąć takich maili? Zawsze możesz „sprzedawać” swojego newslettera tak jak Cialdini swoją książkę — przedstawiasz pewne metody nie po to, żeby czytelnicy je wykorzystywali, ale po to, żeby mogli się przed nimi bronić.
@Rafał: Ależ ja nie mam zamiaru unikać takich maili! Nie ma zresztą takiej możliwości, bo każdy ma prawo do własnej oceny moich działań.
Powiem tak: Wierzę w to, co robię i nie mam z tego powodu żadnego poczucia winy. Zawsze staram się działać na korzyść odbiorcy oferty i dać mu, to czego pragnie – mniej lub bardziej. Dobra oferta moim zdaniem, nie polega na wciskaniu na siłę i za wszelką cenę bezwartościowego produktu. Jest raczej skierowana do grupy osób, która odniesie korzyść z zakupu. I ta grupa będzie zadowolona.
Co do przykładu z Pepsi – jeśli do jej zakupu przekonuje Cię Britney, znaczy, że daje Ci ona coś, na czym Ci zależy. Nie wiem, może to jest chęć upodobnienia się do niej, może uznania osób, które są jej fanami – przyczyn może być mnóstwo.
Tylko gdzie tu manipulacja? Co właściwie przez nią rozumiemy?
Nie, nie mam wyrzutów sumienia, gdyż wiem, że stosuję reklamę dla dobra klienta.
Nie próbuję mu wcisnąć tego, co akurat mam pod ręką, lecz właśnie przed tym go uchronić (gdyż akurat w branży IT wciskanie klientowi rozwiązań, które dla wdrażających są wygodne, a klientowi są na nic, jest dość typowa).
każdy przecież ma wolną wolę. społeczeństwo coraz bardziej nam się komercjalizuje – reklama była, jest i będzie – jakby nie patrzeć, to dźwignia handlu. jeśli ktoś dużo sprzedaje, to się rozwija, jeśli się rozwija, to m.in. konsument dostaje coraz lepszy produkt. i tak w koło wojtek…:)
inną kwestią jest to, na jakiego klienta reklama trafi. zawsze znajdzie się taki, który nie będzie potrafił się oprzeć, a później zrzuci gromy na reklamodawcę – to już jednak osobny temat.
„Krytyka reklam, jako podłych narzędzi nieetycznej manupulacji skierowana jest w niewłaściwą stronę! Za ich pomocą przecież zbiera się środki dla dobroczynnych fundacji. A co z akcjami charytatywnymi? Albo z reklamą, namawiającą kobiety do badań mammograficznych? Im skuteczniejsze są, tym lepiej, prawda?”
wydaje mi się, że należy rozróżnić tu reklamy namawiające do kupna czegoś, czego nie chcemy ( i tu pojawia się manipulacja) i te, które informują, zwracają uwagę na problem (chociaż ta mammografia to w moim odczuciu raczej przykład kampanii społecznej, która słuzy ogólowi)