Ważne ostrzeżenie dla wszystkich, którzy publikują swoje oferty i reklamy w Internecie
Jeden z moich klientów dodał ostatnio do swojego zlecenia taką uwagę:
„Nie zależy mi (a nawet nie chcę), żeby tekst pisany był w stylu Piotra Majewskiego”. To ważne dla copywritingu, jeżeli bowiem taka uwaga pada ze strony klienta, to zwiastuje koniec pewnej epoki. Kończy się bezkarne powielanie wyświechtanych sloganów i 'zabójczo skutecznych’ nagłówków na każdą okazję. Copywriter, który tego nie zrozumie odpada z gry o klienta.
Czemu mój klient nie chciał, by oferta była tworzona w stylu Piotra Majewskiego? Nie napisał. Ponieważ przesłany przeze mnie tekst podobał się zleceniodawcy, to znaczy, że wstrzeliłem się w jego oczekiwania i dobrze odczytałem jego intencje i obawy. Czego obawiał się klient? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, zastanówmy się nad tym, jaki jest ten tzw. 'styl Piotra Majewskiego’?
Zwodnicza magia starych reklam
Zapewne każdy z czytelników zna słynny tytuł sztandarowej oferty Piotra Majewskiego „Śmiali się, gdy płaciłem za dostęp do CzasNaE-Biznes… ale gdy moja strona zaczęła zarabiać…”. Jest to przeróbka nagłówka jednej z najbardziej znanych, klasycznych wręcz i bardzo skutecznych reklam. W ten właśnie sposób John Caples reklamował na początku XX wieku korespondencyjny kurs gry na fortepianie. Nie ma nic złego w modelowaniu skutecznych nagłówków. Ten jeden jednak powielony jest na dziesiątkach stron, których twórcy wzorowali się na Piotrze Majewskim.
Dzisiejszy odbiorca reklamy jest o wiele bardziej wyedukowany i o wiele mniej naiwny niż czytelnik z czasów Caplesa. Widział już dziesiątki reklam i słyszał setki niewiarygodnych obietnic. Wypróbował wiele cudownych produktów i nie bardzo wierzy reklamom. Jednak wciąż jest spora grupa osób, której nie zraża ten staroświecki nagłówek. Bo czy ktoś w niego faktycznie wierzy…?
Wróćmy do próby choćby ogólnego określenia tzw. 'stylu Piotra Majewskiego’. Gwoli ścisłości muszę dodać uwagę, że to nie do końca sprawiedliwe określenie. Piotr Majewski nie jest twórcą tego stylu. On jedynie zaadoptował pewne techniki pisania z rynku amerykańskiego. Ponieważ był jednym z pionierów w tej dziedzinie i dzięki niemu techniki te stały się w Polsce popularne, to chcąc nie chcąc stał się ikoną tego stylu.
Czym charakteryzuje się tzw. „styl Piotra Majewskiego”?
- Myślę, że jednym z wyróżników tego stylu jest popularny i zużyty już nagłówek reklamowy. Są ludzie, którzy święcie wierzą w magię i stare, niegdyś bardzo skuteczne nagłówki traktują jak zaklęcie, mające za cel zahipnotyzować czytelnika. Nieważne co i komu sprzedajesz – użyj jednego ze sprawdzonych nagłówków jednego z mistrzów reklamy, a osiągniesz sukces – tak brzmieć może motto magicznych sprzedawców.
- Drugą cechą, która składa się na omawiany styl jest pseudo perswazja spod znaku NLP. „Tylko wyobraź sobie, jak to wspaniale by było, gdyby miliony nowych klientów zaczęło nagle oblegać twoją stronę www. Zamówienia płynęłyby szerokim strumieniem, a ty leżałbyś sobie na hamaku, w cieniu kalifornijskich palm, a twój biznes sam by się kręcił.” Ponętne prawda? Albo: „Tylko nie myśl teraz o tych wszystkich pieniądzach, jakie szybko mógłbyś zarobić dzięki tej wiedzy. I nie wyobrażaj sobie jak bardzo zmieniłoby się twoje życie, gdybyś zastosował te wszystkie praktyczne porady w swym biznesie”. Mogę tak pisać bez końca 🙂 Tylko czy nie brzmi to naiwnie, a wręcz śmiesznie? Nie podważam teraz skuteczności technik rodem z NLP, ale ich karykaturę, na jaką możemy się natknąć na wielu, wielu stronach internetowych.
- Trzecią cechą opisywanego przeze mnie stylu są absurdalne, wydumane obietnice. Autentyczny przykład propozycji oferty z pewnego forum: „Wieszając go u siebie w pokoju czy w biurze ogarnie Cię niesamowita chęć przejażdżki każdego miesiąca innym modelem. Ta potężna moc dobrego samopoczucia sprawi, że wszystko będzie się układało po Twojej myśli. Będziesz spotykać na swojej drodze ludzi, którzy dadzą Ci to, o czym marzysz. Będziesz miał zadowolonych klientów, którzy chętnie zostawią u Ciebie pieniądze.” Zgadnijcie, co ma taką magiczną moc? Kalendarz z ze zdjęciami samochodów! Przyznam, że i ja niejednokrotnie próbowałem w taki sposób pisać oferty. Ten typ tekstów został jednak szybko zweryfikowany przez klientów, a dokładniej mówiąc przez ich brak.
Do czego może doprowadzić publikacja ofert w tzw. 'stylu Piotra Majewskiego”? Trzeba przyznać, że czasem do sporej sprzedaży – jednak potrzebny jest odpowiedni klient docelowy. Niestety często oferty skierowane są do inteligentnych i myślących ludzi, którzy nie trawią tekstów w stylu „Śmiali się…” I co wtedy? Ano, trzeba napisać 'normalną’, interesującą i korzystną z punktu widzenia klienta ofertę. I tyle. Bez wydziwiania i jakichś kosmicznych porównań. Konkretnie i na temat.
Podsumowanie
Struktura i sposób pisania tekstów i ofert reklamowych, która opiera się o tzw. 'styl Piotra Majewskiego’ jest coraz lepiej rozpoznawana przez internautów. A to jest zabójcze dla reklamy. Kiedy czytelnik trafia na tekst, który podpada mu pod tandetną reklamę, od razu przełącza się w tryb sceptycznej ostrożności. Przestaje wierzyć w czytane słowa, bo wie, że chcą mu coś wcisnąć. I szybko ucieka ze strony.
Sposobem na tworzenie wiarygodnych ofert jest unikanie stylu reklamowego. Czasem wystarczy napisać konkretny artykuł na temat korzyści z zakupu, bez wykrzykników, bez „Tylko wyobraź sobie…” i innych ciekawostek. To ma być coś, co będzie na tyle autentyczne i rzetelne, że przyciągnie uwagę klienta i skłoni go do zakupu. Czytelnik musi mieć możliwość odnalezienia się w czytanym tekście, a takie nadmuchane oferty czynią zeń nierealną, plastikową laleczkę, sterowaną ukrytymi sznureczkami. To tyle na dziś. Pozdrawiam.
Świetne!
Zauważyłem u siebie dokładnie takie zachowanie jak opisałeś. Przy pewnych tekstach, które kojarzą mi się z opisami książek z serii „jak zarobić milion dolarów w tydzień” zapala mi się czerwona lampka.
Nie potrafiłem tego tylko dobrze nazwac. Dzięki.
Witam serdecznie,
spostrzeżenie bardzo słuszne, rynek e-reklamy jest przesycony wpływem trendów z usa i można rozważać jego coraz mniejszą skuteczność jest jednak ALE 😉
-ale1- jak zauważono: zależy od targetu, jeśli podzielić potencjalnych odbiorców oraz przedmiot kampanii na poziomy świadomości w jakich funkjonują; Pańskie uwagi mogą lub nie muszą posiadać dużego znaczenia jeśli oferta kierowana jest do ludzi obytych z inerneteową rzeczywistością, dla nich właśnie musi posiadać cechy wiarygodności
(stąd wnioskuje, że jeszcze długo będziemy czytać te wszystkie zmanipulowane nagłówki)
-ale2- o skuteczności reklam w stylu Pana Majewskiego, jak uważam, decyduje pewna doza naiwności wykazywana przez potencjalnych odbiorców — życie przekonuje nas, że takich nie brakuje — tv emituje wszelkie tele-sprzedaże na potęgę i pewnie na tym zarabia 😉 ta grupa pozostawia pole dla dalszego stosowania persfazyjnych technik z osiągnięciem zysku
-ale3- problem „przejedzenia” dotyczy bardzo specjalistycznych produków lub usług, jednak kierowanych do osób, które są dobrze z nimi obeznane, natomiast jeśli sprzedajemy „czarną magię” – czyli np. wiedzę ekspercką oferowaną dla laików to obrazowe zaklęcia marketingowe dają dużą skuteczność.
Trzeba zachować, czujność i dostrzegać dziedziny, w których frazy żywcem z 'Majewskiego’ brzmią śmiesznie, ale również pamiętać, że drugi wariant jest częstszy.
Pozdrawiam, gratuluje instynktu 😉 Wartościowy wpis.
„Styl Piotra Majewskiego” rzeczywiście nie jest już wiarygodny, a niestety można go już chyba spotkać wszędzie. Te same, powielane formułki… Także „Złote Myśli” się tym stylem zaraziły. Już nawet mdli, kiedy się czyta po raz setny: „Wyobraź sobie, jakby to było…” Na gołe oko widać, że to jest tekst typowo reklamowy i ma na celu sprzedaż. Takie zaczęcie zdania aż krzyczy: „Właśnie usiłuję zarzucić na ciebie moją sieć. Gdy dojdziesz do końca tekstu, na pewno kupisz to, co ci oferuję. Już mi sie nie wymkniesz!” Nic dziwnego więc, że nowi klienci chcą uciec od tych mdłych, szablonowych tekstów. Mi też brakuje już normalności, prostoty.
Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia!
Darku. Powiedziałeś prawie 'Święte słowa”.
Również nie podobają mi się teksty Piotra Majewskiego (poza całym szacunkiem do Jego Osoby). Ale jeśli Jego teksty działają skutecznie na pewną grupę odbiorców, to chwała Mu za to.
Będąc facetem wymagającym, nie ruszą mnie słowa, które wmawiają mi jakąś wizję przyszłości. Potrzebuję coś, to to kupuję. Koniec.
Wystarczy przejrzeć strony polskich speców od reklamy i NLP,którzy używają archaicznych imion swoich prapradziadków aby się przekonać jaki bubel nam wciskają. „Pewna Grupa Odbiorców” chodzi na zakupy po bazarach i na komputer mówi „mózg elektronowy” a u kupujących w sieci numery Majewskiego już dawno powodują odruch wymiotny.
Czytając ten wpis, przyszły mi na myśl takie pytania:
Jak ów wpis ma się do strony: http://www.skutecznaoferta.pl?
Czyż na tej stronie nie można znaleźć wspomnianej wyżej „pseudo perswazji spod znaku NLP”?
Fajnie, że ktoś zwrócił na to w końcu uwagę. Myślę jednak, że Piotr Majewski jeszcze nie raz nas zaskoczy i tylko czekać na zmianę stylu :).
To prawda :–) Piotr Majewski sam nie jednokrotnie uczy, by nie przesadzać z tą perswazją, jednak sam ją nadużywa :–) Jednak jego stylu bym tak nie potępiał, bo wszystko zależy od jego Klienta Idealnego, a Piotr lubi testować, także taki model pisania pewnie jest skuteczny przy tej grupie :–)
A te nasze NLP jest najbardziej skuteczne, tylko jak powiedział Piotr Michalak trzeba wiedzieć co powiedzieć :–) Podsumowując moim zdaniem najlepiej trzymać się strategii jaką lansuje Jay Abraham „Kawa na Ławę” plus NLP tylko z rozumem :–)
Pozdrawiam,
Jarek
Świetny artykuł !
Tomasz Dulewicz: Kiedy pisałem tekst na stronę SkutecznaOferta to starałem się uniknąć tego, co krytykuję w tym wpisie. Czy mi się udało? Co inni na ten temat sądzą?
Fajnie jest odcisnąć swoje nazwisko na historii polskiego internetu ;).
Co do samego stylu – pisząc trzeba myśleć i znać statystyki. Wiele osób kopiuje mój styl nie myśląc i nie znając statystyk – a to już głupota.
Jeśli copywriter pisze tak, jak klient chce, to albo ma niesamowicie doświadczonego klienta, albo pisze tak, aby klient zaakceptował, a nie żeby było najskuteczniej. Tak jest łatwiej. Klient zwykle i tak się nie pozna.
Mój styl ewoluuje, ale nie planuję wielkich zmian. Mam dowody jego wyższej *skuteczności* – tego słowa unika większość osób, które krytykują ten styl, bo sami się wyższą skutecznością wykazać nie mogą.
Stosując mój styl łatwo napisać coś karykaturalnego, jak cytowana oferta kalendarzy, jeśli się go nie rozumie.
Na koniec. Jak już zauważono. Styl pisania powinien być pochodną odbiorcy.
Cieszę się Potrze, że zabrałeś w tej sprawie głos. Jak zapewne zauważyłeś, nie jest to wpis skierowany przeciwko Tobie, lecz pewnemu stylowi, który nie jest stosowany ze względu na swoją skuteczność, lecz z powodu ślepego i często bezmyślnego naśladowania Twoich ofert.
Piotr Majewski pisze: „Mój styl ewoluuje, ale nie planuję wielkich zmian. Mam dowody jego wyższej *skuteczności* (…)
I o to chodzi…
„(…) Jak już zauważono. Styl pisania powinien być pochodną odbiorcy”.
Musimy to oczywiście uwzględnić, mając na uwadze czy piszemy pod/do człowieka, czy do szympansa…
Zauważam, że tekstów a la Piotr Majewski jest w sieci coraz mniej i u mnie też klienci mówią, że chcą „normalną” ofertę. Strony, które kiedyś miały „piotrowe teksty” dziś albo nie istnieją, albo mają „normalne” teksty. Złośliwie pytam: „A co? Nieskuteczne było czy za duży obciach?” :>
Przypomina mi się pewna myśl, jaką w jednym z wywiadów rzucił Clayton Makepeace. Jego zdaniem, jednym z bardzo istotnych czynników skuteczności oferty jest wykorzystanie emocji klienta (dominant emotions). Chodzi między innymi o to, że ważne jest jak czytelnik odbiera ofertę i jej poszczególne elementy.
W omawianym przypadku może być tak, że nawet najlepszy produkt, z najbardziej skutecznym na świecie tekstem nie sprzeda się, jeśli oferta będzie zbyt 'głupia’ niedostosowana do poziomu czytelnika. Ten obciach, o którym pisze shrew może spowodować, że klient odrzuci na samym wstępie ofertę. Nikt nie chce by go zaliczano do idiotów.
Z faktami jak wiadomo się nie dyskutuje.Osobiście mało mnie interesuje w jakim stylu jest pisana oferta.Ona ma być skuteczna i zarabiać.
Pozdrawiam
A co jeśli fakty wskazują na to, że coraz więcej internautów nawet nie chce się zapoznać ofertą w opisywanym stylu?
Mówię to ze swego doświadczenia, bo robiłem już takie eksperymenty.
nieźle, podoba mi się ten artykuł
Jeśli się sprzedaje „coś” to może sobie w stylach poprzebierać. Gdy ktoś zaś chce wciskać „kit”, to najlepszy copywriting mu nie pomoże!
Czy ja wiem czy nie pomoże 🙂 Mój kolega sprzedaje „kit” na allegro ( ebooki bezwartościowe ), które na innych aukcjach w ogóle się nie sprzedają a u niego tak, nawet kilka sztuk na jednej aukcji. Zasługuje chyba na miano dobrego „allecopywritera” 🙂
Cytuje schrew:
„Złośliwie pytam: “A co? Nieskuteczne było czy za duży obciach?” :>”
Moj komment: stawiam 500 zł, że żaden z właścicieli stron, o których mowa nie sprawdzał skuteczności swoich ofert w klasycznym teście A/B. Natomiast usuwają swoje teksty, bo się uczą albo pod presją tego typu artykułów jak komentowany.
Problemem pewnego rodzaju w Polskim internecie jest to, ze jest mało profesjonalistów perswazyjnego copywritingu, którzy by chcieli uczyć innych jak to robić – i wszyscy uczą się od Piotra M. i poznają w pewnym stopniu tylko jedną stronę medalu.
Pozdrawiam
Witam, ja jestem nowym czytelnikiem tego serwisu, ale zaciekawiła mnie większość artykułów tutaj umieszczonych. Zajmuje się tworzeniem stron www, dla malych i średnich przedsiębiorstw, działalność prowadzimy już ponad 6 lat, (niecałe 2 lata oficjalnie), na początku były to same aukcje allegro, nawet bez własnej witryny, później zaczęliśmy się rozwijać, i w miarę tego jak przybywało nam Gotowych realizacji, postanowiliśmy założyć witrynę, pokazać portfolio, dotrzeć do większej grupy klientów…. i tu jest ten ból, polega on na tym że im bardziej się staraliśmy, tym bardziej nam spadały „pkt.”, coraz mnie zleceń, pierwsza myśl jaka nam przyszła go głowy,to to że :” strona jest nie za bardzo…”, wymieniliśmy całą stronę, jest teraz czytelna, ładna, przejrzysta lecz mimo tego sprzedaż all time spada, nie ma klienta który by sam do nas zadzwonił, nie było by w ogóle zleceń gdybym to ja nie starał sie o nie każdego dnia w biurze wydając grube stówki na telefony do firm.
Troszkę sie rozpisałem ale już dążę do sedna sprawy…
Otóż wiadomym jest przecież że witryna, zwłaszcza firmowa powinna przyciągnąć klienta, zwiększyć sprzedaż, zyski… po przeczytaniu no ładnych kilkunastu artykułów, widzę gdzie tkwi błąd, ale nie jestem w stanie dojść do jego rozwiązania, nie jestem w stanie doszukać się nieprawidłowości w tekstach użytych na stronie. Analizowałem teksty kilkadziesiąt razy, za każdym starając się „wyłuskać” to co jest złe, to co odstrasza klienta który jest na witrynie. Strona jest dość dobrze wy pozycjonowana, jest spora liczba wejść na nią, a mimo wszystko ona w ogóle nie podnosi nam sprzedaży.
Gdyby ktoś był tak miły, i choć trochę naprowadził mnie na to co tam jest źle (a na pewno wiele jest tam złamanych zasad), jestem osobą która w tej dziedzinie jest „raczkująca” i byłbym wdzięczny za kilka uwag na temat Moich tekstów…
Z góry Dziękuję.
Pozdrawiam
Tomek Murowany
http://www.portal12.pl 😉
@Tomek:
Trzy uwagi.
1. Jeżeli stara strona sprzedawała lepiej, wróć do niej. Przecież nie chodzi o nową czy ładną stronę, tylko o taką, która sprzedaje, prawda? Tylko nie zdziw się, gdy okaże się, że zmiana strony będzie miała niewielki wpływ na sprzedaż.
2. Strona internetowa nie jest jedynym czynnikiem, ani nawet najważniejszym, jaki decyduje o sprzedaży. Nie dajmy się zwariować. Zmieniają się klienci, otoczenie biznesowe, trendy, koniunktura, pozycja strony w wynikach wyszukiwania, technologie… itp. Chciałbym napisać, że wszystko zależy od strony, ale byłoby to nieuczciwe.
3. Zajrzałem na stronę główną Twojego serwisu i przejrzałem ofertę. To moje prywatne zdanie, a nie żadna wyrocznia – nie znalazłem tam nic, co na dłużej przyciągnęłoby moją uwagę i w jakikolwiek sposób 'zachwyciło’. Wszystko jest poprawnie, ale to chyba za mało. Są setki takich stron. Dlaczego nie piszesz co wyróżnia twoją ofertę w taki sposób, by zrobić wrażenie na potencjalnym kliencie?
Witam ponownie Panie Darku,
Ciesze się że tak szybko odpowiedział Pan na zapytanie.
Chciałem napisać jedno małe słowo jeszcze, stara strona wcale nie sprzedawała lepiej, a wygląd strony nie sprawiał wrażenia Profesjonalnej firmy, tylko wyglądała jak witryna gimnazjalisty który bawi się w tworzenie stron www, zbyt dużo różnych „Wodotrysków” animacji, itp. Lepszą sprzedaż osiągaliśmy jak nie mieliśmy witryny, tylko szły aukcje na allegro, ale i to przestało nas zadowalać z tego względu, że gdy nie było firmy, robiliśmy wszystko we dwoje ze wspólnikiem, to strony szły za śmieszne pieniądze, rzędu do 250 zł, potem powstał nasz CMS, jako koronny produkt, CMS z upływem czasu zaczął się rozwijać, postanowiliśmy się „Zalegalizować”, i niestety ale gdy podnieśliśmy ceny na allegro klienci z tamtąd się „wyczerpali”…(Podejrzewam że większość osób na allegro, jeśli szuka wykonawcy strony WWW, to szuka właśnie „Gimnazjalistów” którzy zrobią Witrynę za kieszonkowe ;)), od momentu gdy strona istnieje , zleceń z ani dawnej, ani obecnej praktycznie nie ma i nie było, jestem skłonny powiedzieć(i nie przesadzę tutaj wcale) iż mimo dobrej pozycji w google, strona w ogóle nie sprzedaje, a ze statów wynika że ludzie na nią wchodzą, nie jest to powalający ruch ok 25-30 wejść unikatowych użytkowników dziennie, ale na te 25 osób żadna nie wyśle nawet zapytania e-mailem.
Dziękuję bardzo za wskazówki Dot. oferty, postaram się jutro w biurze przez cały dzień przygotować coś co moim zdaniem będzie przykuwało uwagę klienta, zobaczymy na ile mi to się uda.
PS> wszystkie 100% zleceń jakie wykonujemy na chwile obecną to zlecenia poprzez telefony które ja osobiście wykonuje do ludzi i prezentuje firmę, bądź poprzez polecenia klientów którym już wykonywaliśmy usługi i którzy są zadowoleni.
„…ludzie na nią wchodzą, nie jest to powalający ruch ok 25-30 wejść unikatowych użytkowników dziennie, ale na te 25 osób żadna nie wyśle nawet zapytania e-mailem.”
Właśnie określiłeś cel swojej strony 🙂 Ona nie ma sprzedawać! Ma tylko zachęcić klienta do kontaktu, nic więcej. Daj więc internaucie jakiś powód/pretekst/wyzwanie/itp, co skłoni/sprowokuje go wysłania maila.
Dzięki za wskazówki coś postaram się naszkicować jutro.
Pozdrawiam Tomek
Cytuję:
„Jeden z moich klientów dodał ostatnio do swojego zlecenia taką uwagę: „Nie zależy mi (a nawet nie chcę), żeby tekst pisany był w stylu Piotra Majewskiego”. ”
Jakoś tak się dziwnie składa, że każdy z nas w niektórych sytuacjach jest sprzedającym a w innych klientem.
Jako sprzedający staramy się omotać klienta, żeby osiągnąć zysk.
Ale powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że jak jesteśmy klientami to sytuacja się odwraca, a tego raczej nie lubimy.
Wniosek z tego jest taki:
Szanuj klienta swego jak siebie samego.
A na poważnie.
1. Ja jestem raczej klientem i jestem absolutnie odporny na różne stylistyczne wygibusy.
2. Klientowi o wykształceniu np. technicznym potrzebna jest głównie konkretna informacja i parametry techniczne.
Podanie konkretnych parametrów wzbudza zaufanie, natomiast mówienie, że coś jest superwspaniałe pobudza tylko do śmiechu.
3. Czasem czytając różne teksty reklamowe czuję się po prostu zmęczony tymi ciągłymi, nudnymi i monotonnymi wykrzyknikami, które odstraszają od kupna.
Moja prośba to więcej konkretów, mniej nudzenia.
No, ale może ja jestem nietypowy.
Pocieszam się tylko tym, że jest mi z tym bardzo dobrze i mam z tego powodu znakomite samopoczucie.
„Jako sprzedający staramy się omotać klienta, żeby osiągnąć zysk.”
Mów za siebie, a nie za „nas”? Co to za wredna grupa „my”, która tak perfidnie postępuje?
Jedyny problem sprzedawców używających standardowych struktur lingwistycznych gdzie popadnie jest nie testowanie swoich dzieł.
Wystarczy prostym skryptem n.Rotator np. (lub z Google) sprawdzić jaki efekt daje oferta informacyjna oraz jaki efekt daje oferta „majewska” i już jest wiadomo co i jak.
Szanowny Robercie.
Po to określam grupę docelową, by nie wplątać się w takie numery, o których piszesz.
Ponieważ Ty znasz „metody manipulacji”, dla Ciebie pewien rodzaj reklamy będzie „przesłodzony” a więc odpychający.
Jeśli spojrzysz na grupę docelową zrozumiesz, że wszystko jest OK, tylko reklama nie jest dla Ciebie (choć towar może być OK).
A sprawdzasz czasami brednie brukowo/gazetowe? Dla kogo przeznaczone są te teksty?… Stąd ja osobiście brukowców nie czytam, tzw. wiadomości w TV nie oglądam.
Szanowni Koledzy.
Z każdej, rzeczowej dyskusji może wyniknąć coś dobrego.
Ale skoro Darek Puzyrkiewicz (którego bardzo cenię za rzeczowe i uczciwe podejście do sprawy) napisał to co poprzednio zacytowałem to znaczy, że jakiś tam problem jest.
Kiedyś zresztą napisał też coś takiego:
” Kilkakrotnie próbowałem sprzedawać za pomocą ‘hałaśliwych’, pełnych przymiotników i gorących okrzyków i wezwań ofert. Wydawały mi się rewelacyjne. Ale nie chciały sprzedawać. Zacząłem pisać w nowy sposób, nieperswazyjny, bardziej informacyjny, bardziej ludzki. I ludzie zaczęli odpowiadać.”
Warto się nad tym zastanowić.
A teraz kilka dość luźnych uwag na różne tematy.
1.”Klient jest jak dziecko” Jest to tytuł z Czas na e-biznes” str.145
Ja chyba nie jestem z tej grupy docelowej.
Ale może moja grupa docelowa jest bez porównania większa i bardziej dojrzała.
2. Ktoś, kiedyś (nie pamiętam kto, być może nawet P. Majewski) napisał coś, co mi się niezmiernie spodobało.
Sens tego był mniej więcej taki:
„Ten, kto coś pisze jest dobry wtedy, kiedy najbardziej skomplikowany problem potrafi opisać stosując język ze szkoły podstawowej.”
Bardzo celne i daje dużo do myślenia.
3. Każdy dobry pomysł, po kolejnych wcieleniach, kiedyś zaczyna być nudny.
Kiedyś jeszcze w Polsce Ludowej powstał znakomity plakat reklamujący PLL „LOT”.
Na plakacie był mały chłopiec z rękami rozłożonymi jak skrzydła, w takiej pozycji, jakby zrywał się do lotu.
Było to świetne, oryginalny pomysł bardzo ładnie zrealizowany.
Drobne ale…
Pozycja chłopca tylko sugerowała, że chce on polecieć.
To robiło wrażenie.
Natomiast to co widzi się dzisiaj, różni ludzie unoszący się w powietrzu całymi grupami, rodzinami, na mnie osobiście nie robi żadnego wrażenia, jast wtórne i w kiepskim stylu.
Ale może to się komuś podoba, ja takiego jeszcze nie spotkałem.
4. Pewnie, że są różne grupy docelowe.
Ale chyba jednak jest coraz więcej ludzi, którym trzeba dać coś bardziej subtelnego i konkretnego.
I wydaje mi się, że dużą sztuką i dużym wyzwaniem jest do takich właśnie ludzi dotrzeć.
Rezygnacja z takich klientów jest właściwie poddaniem się.
Ograniczeniem się do grupy „klient jest jak dziecko”.
Oj, nie lubimy dyskusji o konkretach, nie lubimy.
Ktoś się oburzy, inni oleją i to jest typowa dyskusja.
A problem podstawowy nikogo nie interesuje.
No to do widzenia.
Zawsze jak orientuje się że ktoś próbuje mną manipulować to uciekam od niego na bezpieczna odległość. Dla mnie tacy ludzie to Pajace wychowane na poradnikach dla sprzedawców.
Pingback: Piotr Majewski dojrzewa | Patrycja Kierzkowska
Pingback: Sprzedawca Internetowy » Blog Archive » Naśladuj dobrych sprzedawców w swoim własnym stylu
Pingback: będę obrzydliwie bogaty at http://zyla.pl
…w tym wszystkim chodzi o wysoką sprzedaż, a Piotr Majewski jest w tym całkiem dobry i nieważne
czy jego grupa docelowa to „małe dzieci” czy „szympansy”. Ważne jest że „jego styl” działa i w większości prawdopodobnie daje korzyści jego klientom. Oczywiście „jego” slogany nie działają na wszystkich i jest to chyba oczywiste. Ale z całą pewnością na tych na których one nie działają, działają inne i to w taki sposób że nawet sobie z tego nie zdają sprawy:)))Jeden sprzedaje po to żeby zarobić pieniądze i je zarabia, a drugi nie wie
po co to robi i nie zarabia lub zarabia grosze;) Trzeba mieć cel i być spójnym w tym co się robi.
Cytat z Eryka:
„Ale z całą pewnością na tych na których one nie działają, działają inne i to w taki sposób że nawet sobie z tego nie zdają sprawy:)))”
Ależ Eryku, czy Ty nie przesadzasz.
Czy naprawdę tak uważasz, czy robisz sobie tylko żarty?
Czy na świecie nie ma już ludzi myślących niezależnie?
Sadzę, że wbrew pozorom jest ich bardzo dużo i zajmują się znacznie poważniejszymi problemami niż jakimiś tam głupimi proszkami do prania.
Jeżeli kupują jakiś proszek, to nie dlatego, że obejrzeli jego reklamę, tylko dlatego, że ilość proszków w sklepach równa się ilości proszków reklamowanych.
Innych proszków niż reklamowane po prostu nie ma.
Ale twórcy reklam muszą mieć jakieś teorie uzasadniające ich istnienie.
„Jeżeli kupują jakiś proszek, to nie dlatego, że obejrzeli jego reklamę”
czyżbyś Robercie przypuszczał, że ludzie „wykształceni” i myślący są odporni na reklamy?
Jeśli tak to radzę zagłębić się w badania psychologów społecznych.
Jedyny sposób na odporność na reklamy to pozbycie się telewizora.
Jeżeli reklamuje się wszystko to, co jest w sklepach, to ludzie kupują po prostu to co jest.
Czy dzięki pokazywaniu im niebieskich i czerwonych kuleczek rozbijających brud kupują 3 razy więcej?
Albo dzięki pokazywaniu im latających w powietrzu rodzin?
Jeżeli tak, to znaczy, że się zagłębiamy w otchłań absurdu (zabrzmiało to dramatycznie, aż sam się przestraszyłem, ale może przynajmniej ja ocaleję) i nic na to poradzić się nie da.
A co do telewizora, to można też inaczej.
Dobre filmy można kupować, a ze znanych programów oglądać przyrodnicze, w czasie reklam wychodząc na siusiu.
Dla zdrowia ogólnego i psychicznego jest to bardzo korzystne, sprawdziłem na sobie.
To chyba jakiś znany polityk powiedział, jak go zapytali, co robił, żeby dożyć tak sędziwego wieku.
„Robiłem siusiu za każdym razem, jak czułem potrzebę.”
No to zdrówka życzę i dobrego humoru.
…największą siłą reklamy jest to, że kompletnie jej ” nie wierzymy” albo wierzymy jej całkowicie;) Niezależnie myślących ludzi po prostu nie ma, ponieważ każdy jest w jakimś stopniu od czegoś uzależniony, przede wszystkim od własnych doświadczeń i to właśnie z ich powodu niektóre reklamy na konkretną osobę działają a nie które nie działają. Dzieje się to wszystko na poziomie podświadomym i w tym jest moc reklamy. Sceptykom wydaje się, że na nich nic nie działa i bardzo dobrze, robią wolną drogę sugestią reklamowym do ich umysłów:)))
Do każdego zamka pasuje jakiś klucz, a jeżeli klucz zaginie to znajdzie się wytrych.
Eryku dokładnie na tym polega siła reklamy bezpośredniej. Proszki docierają do osób, które ZASTANAWIAJĄ się nad tym jaki proszek najlepiej wypierze, a niekoniecznie do wszystkich kupujących. Część kupujących proszki do prania albo nie ogląda TV albo omija reklamy i do nich twórcy proszków praktycznie nie docierają. Ale ta grupa to może 1-2% społeczeństwa konsumentów.
Siła reklamy pokazywanej w TV nie polega na jej kreatywności (latający ludzi i inne dziwne patenty), ale praktycznie wyłącznie na powtarzalności przekazu.
Już dawno psycholodzy społeczni udowodnili, że lubimy to co znamy. W ten sposób kreuje się modę, trendy i masę innych rzeczy (np. wyniki wyborów).
Reklama masowa w polskim wydaniu jest (tutaj moje ekstremalnie subiektywne spojrzenie) zacofana i nikomu niepotrzebna. Twórcy tych reklam nie mają możliwości precyzyjnego śledzenia i testowania swoich efektów.
Dlatego „styl majewskiego” pasuje tylko nielicznym. Ja sprzedaję swoje produkty (szkolenia) za pomocą 20-stronnicowych ofert.
Czy jest to efektywne?
Klienci mówią, że tak. Klienci są zachwyceni ilością szczegółów i informacji na temat produktu, które podane są w multi-sensoryczny sposób.
Czy można krócej?
To zależy od produktu. Pizzę można sprzedać za pomocą jednego mega-mocnego nagłówka.
Produkty informacyjne najczęściej wymagają więcej niż jednego zdania opisu ze względu na swoją wrodzoną różnorodność.
PS – polecam artykuł jaki napisał Majewski jako komentarz do wpisu na jakimś blogu dotyczącym tego czy Majewski dojrzał – tak dojrzał i poszerzył swoją perswazyjną strategię o coś, co od pewnego czasu stosują zachodni marketerzy bezpośredni.
Generalnie polecam wszystkim przedsiębiorcom i marketerom obserwowanie tego co dzieje sie za oceanem i krytyczne do tego podejście.
Tam wymyśla się tony różnych taktyk i strategii. Potem sie je sprzedaje. Niestety część z tych rozwiązań nadaje się do kosza z różnych względów.
Moja rada: obserwuj, ucz się – miej otwarty umysł i jednocześnie zdrową perspektywę. Ale przede wszystkim miej odwagę sprawdzać to co nowe, a DOPIERO POTEM OCENIAJ skuteczność. Inaczej można by dyskutować latami totalnie bezowocnie.
Pozdrawiam serdecznie
Co do klientów, którzy wynajmują copywritera na wstępie mówiąc, że nie chcą oferty w „stylu majewskiego”.
Pomijając, że to nie Majewski jest twórcą „stylu majewskiego” to pytanie o czym dokładnie mówi taki konkretny klient?
Faktem jest, że są tacy klienci – do mnie też się zgłaszają. 2 takich przekabaciłem poświęcając mnóstwo czasu na edukowanie i tłumaczenie na czym polega różnica między „stylem majewskiego” a zwykłymi ofertami i dlaczego mogą (ale wcale nie muszą) być skuteczniejsze.
Efekt? Obaj są zadowoleni z mega długich (w porównaniu do konkurencji) ofert.
Gdzie tkwi myk?
Biorąc zlecenia tych klientów miałem do wyboru:
a)
a) zrobić standard, który znają klienci i go łatwo zaakceptują
b) zrobić ofertę niestandardową i jednocześnie poświęcić czas, aby przekonać klientów, że tak skonstruowana oferta ma sens.
Przy wersji b robię podwójną robotę, ale przynajmniej mam czyste sumienie.
Klienci mówiąc, że nie chcą oferty w „stylu majewskiego” najprawdopodobniej nie dokońca wiedzą o czym mówią.
@Artur: Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą.
„Klienci mówiąc, że nie chcą oferty w “stylu majewskiego” najprawdopodobniej nie dokońca wiedzą o czym mówią.” – Tacy klienci najczęściej doskonale wiedzą o czym mówią.
Dobrze wiesz, że oferta reklamowa powinna być dostosowana do odbiorcy. Akurat ten typ odbiorców, do których skierowana była oferta, o której piszę we wpisie, to przedsiębiorcy, działający online, którzy cenią sobie konkretne i krótkie oferty. Chcą od razu wiedzieć o co chodzi i są bardzo wrażliwi na 'wodolejstwo’.
Ja nie mam nic przeciwko długim ofertom – nie o to chodziło w moim wpisie. Widzę jednak, że zarówno Piotr Majewski, jak i Ty robicie z tego aksjomat. Oczywiście, do ofert szkoleniowych, albo wszelkiego rodzaju produktów informacyjnych jest to dobry tym oferty. Są jednak sytuacje, gdy jest zupełnie odwrotnie.
Podkreślę jeszcze raz: Styl Majewskiego, to nie długie oferty, ale karykatury pesudoperswazyjnych ofert, które mają 3 wymienione przeze mnie we wpisie cechy.
witaj Darku, cieszę się że wróciłeś do dyskusji 🙂 troszkę prowokowałem.
„Podkreślę jeszcze raz: Styl Majewskiego, to nie długie oferty, ale karykatury pesudoperswazyjnych ofert…”
Jeśli w ten sposób zdefiniujemy „styl majewskiego” to absolutnie, w pełni się z Tobą zgadzam.
Być może niezbyt uważnie czytałem Twój post (lub było to pewien czas temu) i nie do końca odnosiłem się do Twojej definicji.
Przy okazji dodam, że nie tyko przedsiębiorcy lubią jak najszybciej do sedna.
Każdy czytelnik, który ma ramę czytania reklamy chce jak najszybciej uzyskać jak najwięcej informacji użytecznych z punktu widzenia osoby podejmującej decyzję o zakupie.
I tutaj w pewnym sensie sytuacja się komplikuje.
W zależności od grupy odbiorców ich część może być mniej lub bardziej nastawiona na zakupy i tutaj może się zacząć przydawać „wodolejstwo” lub bardziej precyzyjnie Dobra Historia. Jednak to już off-topic.
W każdym razie osobiście wolałbym „styl majewskiego” zdefiniować jako język przekonujący do akcji odpowiednią grupę docelową.
W takiej definicji nie ma znaczenia długość, pseudoperswazyjność i cokolwiek innego. Liczy się efekt – a to właśnie esencja marketingu bezpośredniego, nieprawdaż? O to w tym wszystkim chodzi – o skuteczność.
Wychodzę z założenia, że wpierw krótka treść, następnie opis.
Kiedyś napisałem – jest ten tekst tutaj na Dynanet – zbyt długą reklamę (miałem odzew, ale nie taki, jakiego oczekiwałem).
Napisałem krótko: „Własna firma za XXX zł”. Źle zrobiłem, ponieważ do dzisiaj otrzymuję po kilka zapytań kiedy sprawa jest już nieaktualna. A więc zadziałało, tyle że „zbyt dobrze”.
jeśli w tej krótkiej treści nie ma kilku krytycznych informacji to co za różnica czy będzie krótka czy dłuższa?
nie jest istotne jak długa jest treść tylko co zawiera Amen!
Cytat:
„…największą siłą reklamy jest to, że kompletnie jej ” nie wierzymy” albo wierzymy jej całkowicie;) Niezależnie myślących ludzi po prostu nie ma,”
Czy Wy naprawdę w to wszystko tak bezkrytycznie wierzycie?
Odbiór reklam to chyba nie są tylko dwa przypadki, wierzymy całkowicie, albo nie wierzymy wcale.
Trochę na ten temat rozmawiałem z ludźmi i oni mówili coś innego.
Reklama ich po prostu coraz częściej nudzi.
Nie chodzi tu o wiarę tylko ile można tego wchłonąć.
Człowiek staje się na takie rzeczy obojętny.
Przecież podczas słuchania nudnego przemówienia albo kazania też się można całkowicie wyłączyć i nawet zasnąć.
„Proszki docierają do osób, które ZASTANAWIAJĄ się nad tym jaki proszek najlepiej wypierze, a niekoniecznie do wszystkich kupujących.”
Kupowanie dobrych proszków polega nie na zastanawianiu się jaki wybrać, tylko na kupowaniu tego, którego jeszcze nie znamy i sprawdzaniu w praktyce jak pierze.
Jak się kilka przetestuje i porówna efekty, to niezależnie od reklam stosuje się te dobre, które sami sprawdziliśmy.
To jest wzięte z życia, tak robi moja żona.
A jak się pojawia nowa wersja (oczywiście szeroko reklamowana) proszku już sprawdzonego to się go kupuje, ale nie z powodu reklamy, tylko dlatego, że w sklepach błyskawicznie znika wersja stara.
No to co można wtedy kupić.
Jeszcze mi się przypomniało coś wesołego.
Byłem kiedyś świadkiem takiej rozmowy:
Do apteki wchodzi młody człowiek (pewnie jakiś zaopatrzeniowiec) i pyta, czy apteka nie chciałaby zamówić większej ilości jakiegoś leku.
Odpowiedż:
„Nie, nie będziemy zamawiać bo u nas to zupełnie nie idzie, mamy kilka opakowań i to leży”.
Do dziś pamiętam minę tego człowieka.
„Jak to nie idzie, przecież to jest już dłuższy czas reklamowane w telewizji i ta reklama działa!!!”
Wielu sprzedawców popełnia błąd wymieniając po kolei wszystkie argumenty i zalety produktu jakie przyjdą im do głowy na pierwszej stronie reklamy.
A przecież przedstawienie argumentów bez orientacji w problemach i zainteresowaniach nabywcy jest tak samo nieskuteczne jak strzelanie nocą do myszy.
Każdy argument, każda wymieniona zaleta powinna być powiązana z problemem konkretnego klienta. Mój argument musi w prawdziwy sposób wskazać sposób rozwiązania problemu klienta, który wpierw zainteresuje się krótką reklamą – reklamą, która w swej treści będzie przeznaczona dla NIEGO.
Wydaje mi się, że należy pamiętać o takich sprawach jak:
1. Argument musi być dostosowany do potrzeb. Kiedy na jakąś właściwość nie ma zapotrzebowania, na nic zda się propozycja kupna, stąd nie będę reklamować podpasek w czasopiśmie dla Panów, a Panie przekonywać do kupna piły spalinowej używanej przez drwali.
2. Argument zawsze musi być dopasowany do zainteresowań klienta/czytającego. Jeśli nie ma z jego strony zainteresowania, to dany argument nie ma wartości.
3. Zaleta produktu zawsze musi rozwiązać problem klienta. Jeśli dany problem, który opisuję nie istnieje, argument nie wskaże klientowi zalety, więc lepiej z niego zrezygnować.
4. Precyzyjność zalet powinno się odmalować z detalami tak aby w głowie klienta powstał konkretny obraz. Ale twierdzę, że tą precyzyjność powinno się opisać na innej stronie/załączniku.
Nie zapominajmy o tym, że klient sam kupuje i nic mu się na siłę nie wciśnie. My jesteśmy od tego, by tylko pomóc mu w zakupie właściwego towaru/usługi/właściwości itd.