
Copywriting H2H – nowa strategia i jej efekty
„KIEDYŚ BYŁO INACZEJ”.
Kiedyś, kiedyś… „Kiedyś” to ja byłem młodszy i jakieś 15 kg lżejszy. Chyba tylko dlatego udało mi się upolować taką piękną i znacznie młodszą żonę. Ale przeszłości już nie ma, trzeba codziennie stawać przed nową rzeczywistością. (Dobrze, że choć żona pozostała).
Wszystko się zmienia. A już szczególnie w marketingu internetowym i copywritingu. Co działało „kiedyś”, dziś wywołuje tylko zażenowanie u klientów i frustrację u sprzedawców, z powodu spadającej sprzedaży.
Czas zrobić krok dalej – porzucić stare przyzwyczajenia i otworzyć się na nowości.
A metoda H2H jest prosta i już przetestowana.
Powtórne odkrycie copywritingu
Od 2006 roku piszę teksty na zlecenie. Różne, różniste.
O ile wiem, jestem kilkukrotnie droższy od konkurencji. Ostatnie doniesienie „klientki”, która była przez chwilę zainteresowana moimi usługami, sugerowało 8 krotne przebicie. To oznacza, że nie mam zbyt wielu klientów, bo większość zgłaszających się do mnie kieruje się ceną usługi, a nie jej jakością.
Dla mnie to głupie. To tak, jakby firma zatrudniała najtańszych handlowców, a nie najskuteczniejszych. W końcu o co chodzi – o redukcję kosztów, czy zarabianie?
I na tej podstawie dochodzę do wniosku, że zbyt wielu przedsiębiorców zadowala się przeciętnością.
Większość owszem, chce doskonałej oferty, Super-Hiper-Giga-Nadprzestrzennie-Sprzedającej. Ale tylko do momentu, gdy za taką ma zapłacić adekwatną cenę. Wtedy okazuje się, że już nie ma takich ambicji. Smutne.
(Nie żebym narzekał – Ci klienci, których „mam”, w zupełności mi wystarczają.)
Jakiś czas temu moje wieloletnie doświadczenie postanowiłem przekuć na kurs internetowy. Najpierw była to Szkoła Copywritingu, która w końcu przybrała formę Słownego Sprzedawcy >>
I wpadłem w tarapaty.
Teraz wiem, jak ciężko pisze się ofertę dla swojego produktu. Naprawdę miałem z tym problem.
Ale to nic. Wymyśliłem sobie megapromocję, która miała przynieść mi kokosy. Dokładnie sobie wszystko wyliczyłem!
Ale… „coś” poszło nie tak. Kokosów na tym nie zarobiłem… I doskonale wiem, dlaczego tak się stało.
Mówiąc krótko – byłem zawiedziony moim „sprzedażowym” podejściem.
Problem polegał na tym, że copywriting zawęziłem do ściśle do pisania tekstów ofert sprzedażowych. I żyłem tym, co kiedyś dobrze działało. Ale czasy i klienci ciągle się zmieniają.
Na szczęście puknąłem się w głowę…
Sprzedaż jest nudna
Nie chcę Cię tu zanudzać zawiłościami moich procesów myślowych, więc powiem krótko, na co wpadłem.
Zacząłem myśleć jak mój klient – ale od kursów, nie od zleceń.
Co ja chętnie czytam?
Pierdoły. Śmieszne rzeczy. Dowcipy. Interesujące ciekawostki. Osobiste wiadomości. A teksty ofert… w ostateczności (jako klient – bo zawodowo uwielbiam je).
I dlatego mój wrodzony geniusz podsunął mi banalne rozwiązanie.
Od 7 stycznia piszę codziennie e-maile do moich subskrybentów, zainteresowanych copywritingiem.
Zasięg, Zaangażowanie, Zaufanie
Pomyślmy… jak mogę oczekiwać, że pod wpływem mojego e-maila do zakupu rzuci się ktoś, z kim kontaktuję się raz na… miesiąc, kwartał..?
Przecież my się w ogóle nie znamy! A kupowanie od nieznajomych, to jakieś szaleństwo.
I to jest cała metoda. Zacząłem tworzyć nowy Zasięg dla swoich ofert, dałem się poznać bliżej, budując tym Zaufanie do mnie (niektórzy nawet piszą, że mnie lubią!). A moje wiadomości pisane są tak, że wywołują Zaangażowanie w tekst. Chodziło o to, pokazać się jako człowiek oraz pisać i sprzedawać po ludzku.
Zapamiętaj – H2H!
Myślę, że to teraz najlepsza droga.
To znaczy, nie namawiam Cię do codziennych e-maili! Ani do pisania w taki zwariowany sposób, jak ja to robię!
To Hardkor. Część subskrybentów tego nie wytrzymuje i się wypisuje. Ale Ci, którzy ze mną zostali, zmieniają się w moimi bliższych znajomych. I ja bardziej wolę tych znajomych, niż anonimowy tłum znudzonych „czytaczy”.
Uwierz mi, to zupełnie nowa relacja. A ona przekłada się na większą sprzedaż. Nie muszę nikomu niczego wciskać. Nie straszę promocjami, dostępnością i żadnymi trikami perswazyjnymi. Owszem, są „zachęty”, ale bez żadnej presji.
Sprzedaż stała się przyjemna! Dla mnie i dla klientów. No, może jeszcze nie dla wszystkich, bo niektórzy nadal mylą uprzejmą propozycję zakupu z nachalnym wciskaniem, ale ja nie mam zamiaru nikogo zmieniać. Na nikogo nie naciskam, każdy wybiera sobie co chce i kiedy chce…
I jeszcze dostaję od klientów podziękowania, takie, jak za chwilę Ci zacytuję.
Zacząłem tego uczyć, i…
Jako, że jestem copywriterem, to o czym mogę pisać codziennie?
O COPYWRITINGU! Mogę tak bez końca!
Stworzyłem cykl wiadomości, które nazwałem „21 lekcji CopyMagii”. Dziś dostępne są w formie bezpłatnego kursu Uwolnić Dopaminę >>
Codziennie rano wysyłałem jedną wiadomość. No, bliżej południa, bo o 11:00. Każdy e-mail zawierał jedną ważną lekcję.
Nie będę tu cytował e-maili, jakie otrzymałem w podziękowaniu. I słów, jakie padały w moim newsletterze oraz w ankiecie od czytelników, jaka kończyła cykl. 98% osób było delikatnie mówiąc bardzo zadowolonych. Niektórzy używali niecenzuralnych słów – ale w pozytywnym znaczeniu, bardzo pozytywnym.
Miałem nadzieję, że zmienię świat. SERIO.
Chciałem dać odwagę do tworzenia bardziej ludzkich ofert. Jeśli o czymś mówiłem źle, to była to krytyka „brudnych” i nieszczerych zagrywek „perswazyjnych”.
Zapomnij o B2B, B2C.
To podejście H2H (Human To Human). Bez spinania się, oparte na szacunku, zainteresowaniu i zaufaniu.
(Teraz „leci” nowa seria o e-mailach)
Wczoraj otrzymałem piękny list, który podsumowuje sens tego typu działań.
Chciałbym nim zachęcić jak najwięcej osób do zrobienia kroku dalej, poza samą sprzedaż. Do przejścia na „ludzki” marketing H2H.
Może nie od razu zobaczysz gwałtowne rezultaty. Ale ich efekt będzie długotrwały.
Piszę oferty i wysyłam newslettery w firmie, która sprzedaje szkolenia. To nie byle jaka firma, ale taka, która na rynku szkoleniowym funkcjonuje już od 12 lat.
Kiedy przyszłam tu do pracy zdziwiło mnie, że nie ma tu zwyczaju pisania maili do klientów, oferty i plakaty przypominały opakowania Pepso-dentu. Dosłownie 🙂
Maile pisane do klientów wysyłane były jako typowe oferty. Weszłam w taką rzeczywistość i tak sobie w niej tkwiłam. Wysyłałam do ludzi oferty sprzedaży szkoleń i strasznie mnie to męczyło.
Czułam się trochę jak akwizytor, którego zadaniem jest sprzedać, generować zysk i to by było na tyle. Nawet nie do końca czułam produkty, o których miałam pisać, a tym bardziej nie myślałam o tym, do kogo trafiają te oferty. Ale tak było przyjęte, więc…nie chciało mi się nic robić.
Statystyk z tego czasu nie ma, bo nikt nie sprawdzał, czy ktoś w ogóle czyta newslettery i oferty, czy nie.
W końcu okazało się, że taki „newsletter” trafił do jednego z moich znajomych. Nasłuchałam się i… postanowiłam coś zrobić.
Tak, potrzebowałam bodźca, tym razem negatywnego, ale lepsze to, niż nic 🙂
I tak trafiłam na Kurs Copywritingu od Darka. Chciałam zmienić od razu wszystko i spróbowałam tego… ale jak to zazwyczaj bywa, okazało się, że zmiany trzeba wprowadzać stopniowo, żeby nie zabić swoich klientów.
Najpierw zmieniłam program do wysyłki newsletterów. Posegregowałam i posegmentowałam naszych klientów. Potem zaczęłam zwracać się do nich bezpośrednio, zamiast „Szanowni Państwo”, używałam imion już w temacie maila. Poskutkowało. Otwieralność maili z początkowego 5% wzrosła do 9%. CTR – osiągnął magiczny poziom 1,2%.
Do czasu kursu Copywritingu maile z biura wychodziły raz w miesiącu. Potem zaczęłam wprowadzać regularność. Raz w tygodniu, potem dwa do trzech razy, do różnych grup odbiorców. Zrobiło się trochę ruchu. Część czytelników zrezygnowała z komentarzem „Zbyt wiele maili”
W kolejnym etapie zaczęłam zadawać pytania sobie, pisząc maile i oferty. Pytałam siebie o to, kim jest mój klient, czego potrzebuje, czego mu brakuje, dlaczego potrzebuje mojego szkolenia, czym to szkolenie różni się od innych na rynku, co może mu dać, jakie ma obawy i obiekcje.
Wypełniałam Twoje formularze, Darku, bardzo dokładnie. Pamiętałam o tym, żeby to były realne konkrety, a nie bankowe opisy. Dawałam prawdziwe obietnice. Aż stworzyłam z tego bełkotu porządną ofertę.
Otwieralność maili wywindowała się do 15%, a CTR – 2-3%.
Potem zaczęłam komunikować się z nimi jak z ludźmi, myśleć o nich, jako o czytelnikach niż maszynkach do przynoszenia pieniędzy.
Staram się, żeby to, co piszę, ciekawiło ich, czasem rozbawiło. Stosuję dowcip. W ogóle, w treści maila zwracam się do moich klientów, zadaję im pytania, sprawdzam, czego potrzebują. Staram się nie stosować żadnych tricków perswazyjnych, a stawiam na budowanie zaufania klientów. Daję im wybór – pokazuję, co mogą osiągnąć, ale ostateczna decyzja należy do nich.
Kolejny etap. Statystyki w górę. Znacznie. Otwieralność maili to 35-40%, a CTR – średnio 12%.
Potem zaczęłam się „bawić” w finezje. Stosuję symbole w tekście, czasem wybijam czytelnika z rytmu. Wplatam ciekawe historie i dowcipy. Sprawdzam, czy klienci lepiej reagują na świetnie skonstruowane szablony, czy prosty tekst. Zmieniam tło. Każdy newsletter i oferta jest inna. Inaczej skonstruowana.
W końcu zaczęłam stosować też inne narzędzia. Korzystam z landing pages i formularzy. Badam czytelników, robię im ankiety.
Na ten moment otwieralność maili to 60% (w grupach w konkretnych segmentacjach to nawet 75%), a CTR – nawet do 43%.
To wszystko przychodziło z czasem. Klienci też musieli przyzwyczaić się do innej formy komunikacji. Niektórzy mieli pretensje, że śmiem zwracać się do nich po imieniu. Inni złościli się, że przesyłam im „lanie wody” zamiast konkretów. Sporo osób rezygnuje. Ale obserwacja jest jedna.
Mam w bazie danych ok. 100 adresów mniej. Ale te, które zostały, otwierają linki, zapisują się na szkolenia, proszą mailowo o dodatkowe informacje i programy szkoleń.
Ewelina Drela
Specjalista ds. Marketingu i Promocji
Zobacz, co może dla Ciebie zrobić „ludzki” COPYWRITING H2H!
Nie ciągłe promocje i wyprzedaże, ale potraktowanie klienta, jak osobę, a nie portfel czy kartę kredytową.
To, co ważne, to nieco „rozrywki”. W moim przypadku sprawdziła się teza o tym, że sama wiedza mało kogo interesuje. Ale dodasz do niej nieco zabawy, luźniejszy styl, trochę żartów, to masz szansę na to, że klienci przestaną traktować Cię jak intruza, a zaczną Cię po prostu lubić.
Będą czekać na Twoje e-maile – wyobrażasz to sobie?
Słowo daję, zyski rosną!
Zapytałem Ewelinę, czy to zwiększone zainteresowanie materiałami przekłada się na większe zyski.
Odpowiedziała, że TAK!
„Sprzedaż rośnie powoli. Na ten moment (a zasady stosuję od ok. 3 miesięcy tak rzetelnie) wzrosła o jakieś 20%. A to roczne programy szkoleniowe. Ludzie po newsletterach najpierw dopytują, a potem po prostu zapisują się na szkolenia. 🙂 Ale te oferty, newslettery budują zainteresowanie.”
Czytelnicy newslettera wiedzą, że wybrałem sobie jedną osobę, którą postanowiłem osobiście nauczyć pisania e-maili typu H2H.
To znany SEOwiec, który twierdził, że nie umie pisać.
Nauczyłem go kilku prostych zasad copywritingu H2H, przeglądałem i poprawiałem pierwsze e-maile i wczoraj mi tak opisał swoje doświadczenia:
Wiele osób mi mówiło, że piszę zbyt oficjalne e-maile, że ich nie czytają. Dlatego bez wahania przyjąłem Twoją propozycję współpracy.
Do tej pory nie wierzę w to co się stało!
Zacząłem pisać od ręki te e-maile, niecałe 2 tygodnie temu po zaledwie kilku Twoich wskazówkach.
Piszę je teraz codziennie! Ok., przy pierwszym e-mailu trochę było poprawek, wybacz, ale musiałem się przyzwyczaić do tego stylu pisania. Teraz sam widzisz, że często odbijasz mi e-maile bez żadnych poprawek 🙂
Kiedyś bardzo często dostawałem e-maile w stylu „Spamerze wypisz mnie ze swojej listy”, „Proszę więcej nie wysyłać do mnie spamu”…
Piszę teraz e-maile codziennie. Piszę je bardzo długie i wiesz co?
Nie dość, że ludzie czytają te e-maile całe, to jeszcze bardzo mi dziękują za to co piszę. Nawet, jeśli się wypisują, bo temat ich aż tak nie interesuje! Poważnie, dziś dostałem taką wiadomość od osoby, która zrezygnowała z subskrypcji: „”Dziekuje bardzo za poswiecanie mi czasu. Jestes wspanialy.”
To już mogę nazwać sukcesem, ale to jeszcze nie koniec!
A teraz najlepsze! Te e-maile sprzedają jak szalone!
Napisałem dla testu e-mail taki jak kiedyś i taki jak teraz piszę i wysłałem. Ten zwykły luzacki e-mail pobił 8 krotnie sprzedażą mój stary e-mail!
Jeszcze 2 tygodnie temu wszyscy mieli dosyć moich e-maili, a ja denerwowałem się za każdym razem jak je pisałem i bałem się znów tych niemiłych odpowiedzi!
Teraz wstaję codziennie rano i w ramach relaksu, rozgrzewki piszę je. Pełen luz, zero spięcia, żadnych regułek „tutaj wstaw to i to”, a tutaj „to i to” żadnych nakazów, żadnych szablonów… i zarabiam na tym! Wiesz, że mógłbym być na drugim końcu świata pisać te e-maile i cały czas zarabiać?
Nie wiem jak mam Ci dziękować za to co dla mnie zrobiłeś, ale zdjąłeś mi klapki z oczu, które przez wiele lat nosiłem.
Sławek Gdak, http://www.blog.gdaq.pl/ (Fotkę sobie darujmy, aż taki piękny to on nie jest)
MOŻNA?
Można…
Mam nadzieję, że to dwie historie zachęciły Cię do bardziej ludzkiego traktowania swoich klientów?
PAMIĘTAJ: Klient też człowiek!
Pozdrawiam,
CopyMajster Darek Puzyrkiewicz
PS A może ktoś z czytelników mojego newslettera się wypowie w komentarzu?
Po prostu mistrzowski artykuł. Bombowo, w pewnym momencie aż ciarki mnei przeszły haha :)! A mało tego nie pominąłem nawet ani jednego słowa. Super się czytało. Dzięki Darek za to co robisz :)!!!!
Proszę 🙂
Witam
A pewnie, że się wypowiem, ale krótko na razie bo w pracy jestem :). Przerwę powinnam wykorzystać na kawę, ale oddaję ją Tobie!
(Normalnie nie wiem, co za poświęcenie!)
Ale do rzeczy. Humane 2 Humane mówisz, ja bym poszła dalej i zaryzykowała Heart 2Heart! (może odkryłam Amerykę, może nie, nie wiem), ale wg mnie pomimo genderowania czy innych takich dziwactw, to właśnie taki przekaz ma przyszłość. I już wiem na kim będę się wzorować!!! Zgadniesz? 😉
Pozdrawiam
Ewa
PS Trzymam kciuki za Sławka 🙂 baaardzo lubię też jego teksty.
Na jakimś GURU? ;P
Że łot???
Hmmm… pomyślę 😛 hi hi hi
Napiszę wprost: nie mam czasu na czytanie przysyłanych do mnie wiadomości.
Ale dla Twoich robię wyjątek. Bo … są ciekawe, może trochę dowcipne, niosą wartość i … przypominają mi, że skoro kupiłem już od Ciebie tyle wiedzy, to warto abym ją wykorzystywał.
Cieszę się, że piszesz jak do człowieka. Widziałem już wcześniej maile „pisane do człowieka” przez anglojęzycznych marketerów, ale może przez różnicę mentalną nie bardzo rozumiałem czym to pisanie różni się od naszych mniej oficjalnych biznesowych maili. Teraz dzięki Twoim mailom widzę tę różnicę.
pozdrawiam
Piotr
My Polacy nie gęsi i swój język mamy 🙂
Jeszcze kilka słów ode mnie
Te e-maile zaczęły zmieniać mój biznes, subskrybenci zaczęli lubić mnie i moje emaile, zacząłem dostawać feedback. Wreszcie widzę, że to pisanie ma sens, że ludzie z tego korzystają.
Pojawiły się nowe propozycje współpracy, czasami bardzo niespodziewane, gdzie ludzie chcą np. abym pomógł im w ebiznesie.
Od lat uczę się ebiznesu od różnych osób i pierwszy raz spotkałem się z tym co pokazał mi Darek.
Ta technika jest bardzo prosta, szybka we wdrożeniu i przynosi natychmiastowe efekty, czasami zaskakujące 🙂
Ps. Dzięki Ewa! I to jest właśnie efekt tej techniki 🙂
Od samego początku (skoro piszesz , że od 7 stycznia – najwidoczniej tak jest :)) czytam Ciebie z przyjemnością (czasami muszę wyłączyć radio, abym „odpowiednio” zrozumiał co chcesz przekazać).
Inspirujesz – swoimi tekstami pozwalasz mi na „korektę lotu”.
Fakt – nie kupuję od Ciebie wszystkiego 😉 , ale jestem Twoim opłaconym klientem.
Ale do brzegu … jak mawiają marynarze.
Mam dla Ciebie pewną sugestię.
(jeśli okaże się skuteczna , możesz do mnie napisać – pomyślimy jak się możesz odwdzięczyć 😉 .)
Piszesz, że: „Część subskrybentów tego nie wytrzymuje i się wypisuje. Ale Ci, którzy ze mną zostali, zmieniają się w moimi bliższych znajomych. I ja bardziej wolę tych znajomych, niż anonimowy tłum znudzonych „czytaczy”.”
To może warto pomyśleć , że czytają Cię ludzie , którzy niekoniecznie sami piszą, ale chcą być świadomi w jaki sposób piszą teksty osoby przez nich zatrudniane. Może ich znajomi. Może ich partnerzy JV.
Więc może mały ukłon w stronę swojej dobrze pojętej „sławy” .
(Tak, mam na myśli Ciebie)
i jakaś drobna sugestia – jakieś okienko do wpisania maila znajomego….. ?
Łapiesz?
Coś w stylu …. (mam na myśli treść maila polecającego)
Ten Gość wie co pisze…. poczytaj go. Marek
….lub
Wspominałeś ostatnio, że masz niską (sprzedaż/konwersję).
Od niego dowiesz się dlaczego (link). Marek
Na koniec…..
Zapisz się na tę listę (link), zastosuj na naszej stronie wspomniane przez Darka sugestie. Teraz.
Rozliczę Cię z tego. MAREK – twój szef
Ostatnie było w ramach luźnego pisania i żartów, ale akurat ja bym skorzystał z ostatniej opcji 🙂
Jako klient – uważam , że nam czasami też trzeba pomóc doradzić coś znajomemu.
Like z FB – to masowy przeżytek, nikt nie zwraca na to uwagi.
Powinno to być coś bardziej osobistego.
(może taki tekst nie musi być sztywny, może można dać czytelnikowi możliwość wpisania własnej treści….. ale podpowiedzieć , można….. nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale lubimy błysnąć , ot human nature)
Pozdrawiam
To ciekawe sugestie, dziękuję 🙂
Jak zwykle bardzo trafnie, dzięki Darek.
Lizus! 🙂
„Zbyt Wielu” nie znaczy „wszyscy” 🙂
To prawda: strzał w 10-kę to właśnie marketing oparty na Relacjach, a nie – jak prawie wszystko dzisiaj – na psychologicznym gwałcie. A podejścia H2H (cudny skrót! 🙂 warto uczyć się od Darka.
„To mówiłem ja, Dutko Maciej”. Dzięki 🙂
Wpis super, tak samo dobry jest kurs 21 lekcji CopyMagii. Ten zacząłem dopiero niedawno. Na początku cały czas odkładałem go na później i nie przechodziłem lekcji. Teraz żałuję, bo przekazujesz świetną wiedzę w bardzo, bardzo przyjemny sposób. Jesteś jedną z niewielu osób, które czytam z przyjemnością.
A informacje o których piszesz działają, bo mimo że nie kupuję kursów Sławomira Gdaka, to też chętnie czytam jego maile.
Dobra, koniec tego komplementowania :p Trzeba zacząć bardziej wykorzystywać porady o których piszesz 🙂
Do Roboty! Pisać ile wlezie!
Jesteś werbalnie miękki, sorry!
Hahahahha, super komentarz 🙂
@ dudu Normalnie mnie zainspirowałeś!!! Słyszałam, że w życiu trza być twardym, a nie miętkim… No właśnie tylko co to znaczy być werbalnie twardym???
PS Też jestem copywriterem jak Darek i chciałabym wiedzieć 😛 Heeeeelp 😉
No dobra, będę lizusem. Również zauważyłam zmiany po zastosowaniu porad Darka. Przede wszystkim pozbyłam się sztywności nadgarstka i może odrobinę sztywności umysłu 🙂
A tak poważniej, to dokładnie od 4 tygodni codziennie rano wysmarowuję odręcznie półtorej strony tekstu i zauważyłam, że oprócz wspomnianych wyżej korzyści leczniczych 🙂 zaczynam lepiej czuć się w pisaniu. Polecam to ćwiczenie wszystkim, którzy nie wiedzą jak ruszyć z miejsca lub mają nawyk pisania tylko w określonym celu, do publikacji. Oprócz rozwijania samego pisania, ćwiczenie to daje ogromne pole do rozwijania kreatywności. I nie wiem czy to tylko u mnie tak to działa, ale rano zdecydowanie wyraźniej można to zauważyć niż wieczorem.
Ponieważ czasem zdarza mi się pisać coś zarobkowo, ostatnie zamówienie zrealizowałam według kroków omówionych w wykładzie video. W efekcie było ono zupełnie inne od tego, co robiłam wcześniej. Już samo usystematyzowanie i ukonkretnienie procesu pisania dało mi niezłą frajdę, a efekt mojej pracy był taki, że ze strony zleceniodawcy nie było żadnych pytań, żadnych, nawet najmniejszych zmian czy dyskusji. Tylko czysty zachwyt 🙂 Poważnie – jest lepiej, tylko trzeba trochę poćwiczyć.
Jeśli wolno, to chciałbym spytać czy mogłabyś podać link do stworzonego tekstu.
Pozdrawiam
Strona jest jeszcze w przygotowaniu, wolałabym przesłać link mailem jak już będzie dostępna, ok?
Ok. 🙂
Też czytam z zapartym tchem maile Darka, mam kurs Dynatext, jestem zachwycona, ale cały czas się zastanawiam, jak to przełożyć na sprzedaż produktową w Internecie. Gdzie wysyła się newslettery co tydzień do tysięcy osób i są to maile przedstawiające tylko produkty ( i rabaty i przeceny i produkty i tak w kółko)….macie jakieś pomysły
Proponuję produktowy storytelling 🙂
Pozdrawiam
Ewa
Co masz na myśli?
Darku, wydaj kurs pisania maili, jak dynatext!
Chciałbym uzyskać w jednym miejscu, w kursie tę technikę którą doradziłeś Sławkowi. 🙂
Trzymam kciuki Ewelino, żebyś znalazła szybko i odpowiednią pracę, gdzie doceni się Twoją umiejętność pisania maili! 🙂
Widzę same zachwyty. A ja wsadzę kij w mrowisko. Jasne, że taki sposób wzbudza reakcje czytelników. Jasne, że zmienia się e-mail marketing. Jestem jednak pewien, że – w większości przypadków – na krótko. Ciekawi mnie tylko, czy starczy komuś odwagi, by to za jakiś czas napisać: „Ooo, przestało działać… :-(„.
Jak wszystko, takie maile się nudzą. Przestaję Darku czytać maile od Ciebie, od Sławka „z obowiązku” (muszę wiedzieć, co ludzie związani z seo piszą) czytałem, ale też już nie czytam. Oczywiście jeden Krzyworączka nie jest żadną wiarygodną statystyką, wiadomo. Dlatego czekam, kiedy inni podobnie zareagują.
Poza tym, w Waszych mailach pojawiają się sprzeczne informacje. Być może mniej uważny czytelnik tego nie widzi, ale niektórzy – owszem. Np. Sławek promuje od długiego już czasu listy profili, a w mailu pisze, że jakaś jego strona dostała filtr i że… lekarstwem będzie lista profili. Czyli że własnego produktu sam nie stosował? No wychodzi na to, że nie.
Fun w mailach jest OK, ale ludzie (czytelnicy) i tak chcą konkretów, a nie skakania po akapitach bez końca. I codzienny mailing to przesada. Jak mówię: na chwilę to działa. Ale z czasem przestanie. Sami zobaczycie.
Otrzymuję dziesiątki e-maili z podziękowaniami za rady, które przesyłam w emailach, także są osoby, które widzą w tym wartość i dla nich to robię.
Jeśli komuś nie pasuje ten styl komunikacji nie ma problemu w każdej chwili może się wypisać.
Z ostatnio przeprowadzonej ankiety wynika, że większości pasuje ta częstotliwość otrzymywania emaili. Tak wiem mnie też to bardzo zaskoczyło, a jednak. Dlatego nie uważam, że ta częstotliwość jest zła.
Co do sprzecznych informacji to polecam Ci Pawle czytać dokładniej moje e-maile i dopiero się do nich odnosić. Pisałem o tym, że nagrabiłem sobie innymi linkami, poza tym robię wiele testów i nie muszę każdego mojego produktu stosować do linkowania każdej domeny. Jeśli masz w tej kwestii jakieś pytania pisz do mnie bezpośrednio bo nie będziemy u Darka rozstrzygać kwestii związanych z SEO.
Jak będzie działać ta metoda za jakiś czas nie mam pojęcia, ale satysfakcja subskrybentów, e-maile od czytelników zachęcają mnie do robienia tego dalej.
Pozwolę się dołożyć kij do mrowiska 😉 5 pierwszych maili przeczytałam ciurkiem, 5 kolejnych jako tako, z wielu zapamiętałam / wynotowałam wiele. Teraz już mi za dużo. Jako eks-redaktor nie mogę ścierpieć wodolejstwa, pisania na styku grafomaństwa. Prenumeruję na razie newsletter i archiwizuję, by kiedyś w całości „przelecieć” i wybrać interesujące mnie wątki – bez historii o samochodach, chorych dzieciach itp. Zgodzę się – one budują atmosferę (czasem zbyt nachalnie), ale są przegadane. Sztuką jest zbudowanie atmosfery w dwóch zdaniach. Zacytuję klasyka. Churchilla zapytano, ile czasu przygotowuje wystąpienie. „To zależy, ile czasu mogę mówić – jesli bez ograniczenia, mogę mówić z miejsca, jeśli godzinę, potrzebuję kilku godzin, a jeśli 2 minuty – potrzebuję 2 dni”. To powód, dla którego dobrzy felietoniści zarabiają za jeden tekst więcej niż dziennikarze na etacie.
Dlatego sugeruję nie słać potoku swoich myśli klientom. Zalewa nas bełkot zewsząd. I właśnie to mnie wstrzymuje przed… zakupem reklamowanych tu produktów – ja nie chcę płacić za opowiadanie mi historyjek, a obawiam się takiego przegadania tematu, jak w tych mailach :(. Może jestem wyjątkowo oporna. OK. Ale zrobiłam test na 20 osobach – ani jedna nie przyznała racji długim, niby-emocjonalnym tekstom reklamowym (każda reprezentuje grupę docelową tych szkoleń).
I wierzcie mi, że inne maile tworzone wg tej szkoły, otwieram (macie Państwo klikalność w swoich bazach, hurra!), i… wyrzucam. Inne wyrzucam od razu – to fakt. Ale jaka różnica, skoro nigdy z produktów reklamowanych mailingiem, choć jestem w branży naście lat, nie skorzystałam (choć masowo kupuję online). Tak jak nie chodzę do fryzjera, który terkocze przez godzinę nad uchem o pogodzie i innych „ważnych rzeczach”. Bo co to mnie interesuje? Nawet jak dobrze tnie, to rezygnuję, bo mnie uszy bolą. Żeby było jasne – nie zniechęcam do tej metody i nie potępiam tu nikogo, kto się do niej zapalił. Tylko walczyłabym o więcej higieny językowej i redakcji w zamian za puste opisy sytuacyjne. Nie każdy jest prozaikiem, a też nie każdy może czytać książki w mailach. Jestem za ocalaniem epistolografii, ale w szlachetniejszej formie.
Dziękuję za Twój głos w tej sprawie.
Najlepszy sposób by przekonać się czy produkty są przegadane – to je wypróbować. Gwarantuję Ci, że są bardzo skondensowane. Jeśli kupisz i po 10 minutach dojdziesz do wniosku, że jest inaczej – zwrócę Ci pieniądze. Masz na to całe 30 dni.
Dzięki Paweł za Twoją opinię 🙂
Szanuję Cię Paweł i cenię, ale w tym przypadku nie masz pojęcia o czym piszesz.
Warto zwrócić uwagę na 3 fakty.
1. Piszesz, że codzienne maile to za dużo.
DLA CIEBIE.
Ja zapytałem swoich czytelników, czy chcą je dostawać codziennie, czy rzadziej. Zdecydowana większość zdecydowała – CODZIENNIE!
Mógłbym im wmawiać, że to za często, że nikt tego nie czyta… Może o tym nie wiedzą?
Tak, są tacy, dla których do za wiele. Szanuję to. Taka osoba w każdej chwili może się wypisać i niektórzy tak robią. Dla mnie to jest jak najbardziej w porządku.
A teraz ja wsadzę kij w mrowisko 🙂
2. Czy Twoja opinia jest opinią klienta, który jest tak mocno zainteresowany copywritingiem, że kupuje moje produkty?
(Znam odpowiedź!)
Czy muszę cokolwiek więcej dodawać, na ile ważna jest dla mnie taka opinia?
Ta lista przeznaczona jest dla osób, które są bardzo zainteresowane tematem. Nikt inny na niej zbyt długo nie wytrzyma.
To jest mój świadomy wybór. Mógłbym pisać „dla wszystkich”, nikogo nie denerwować, nie dawać okazji do wypisu. Ale nie chcę. Mam świadomość konsekwencji, ale nie mam zamiaru tego zmieniać. Nikogo nie nawracam ani nie zmieniam. Podoba Ci się to, co robię? SUPER. Nie podoba Cię? Dziękuję, że próbowałeś.
Jeszcze jedna rzecz. Copywriting nie jest dziedziną techniczną. Wskazówki „tu napisz to”, „a tam tamto” NIGDY nie nauczą nikogo dobrze pisać. Albo „To Dokładna Lista, Co, w jakim miejscu oferty umieścić”. BZDURY. Wiem, co mówię.
O wiele ważniejsze jest właściwe podejście do klienta i samego tworzenia tekstów. I to jest treść moich newsletterów – zmiana podejścia. Ktoś, kto tego nie rozumie, nigdy nie będzie dobrym copywriterem. Może będzie „technicznym”, ale nie dobrym. Jeśli tylko tego szukasz – przeciętnego, „technicznego” copywritingu – ta lista nie jest dla Ciebie.
3. Nikogo nie namawiam do codziennego pisania!
To specyfika mojego tematu. I mój wybór. Uwierz mi, świadomy.
Natomiast każdego namawiam do porzucenia sztywnej, marketingowej komunikacji, na rzecz bardziej ludzkiej.
I myślę, że w swoim doszukiwaniu się błędów zagubiłeś gdzieś istotę copywritingu, jaki promuję.
E-mail jest ludzkim medium. Możesz pisać o swoich błędach, o zmianach podejścia, o porażkach, i tak dalej.
Co do Sławka – możesz korzystać z „bezpiecznych” profili, ale możesz też przesadzić z innymi, dodatkowymi „działaniami”, które wpakują cię w filtr. Znasz się na SEO, masz swój kurs i pewnie o tym wiesz? To te dodatkowe działania są „be”. Po takiej lekcji wiadomo, że lepiej trzymać się właśnie profili i nie wyskakiwać z dodatkowymi „dopalaczami”. Masz odwagę przed swoimi klientami przyznać się do takiego „błędu”? Dla mnie to uczciwość.
Dzięki za wsparcie w przedostatnim zdaniu. Cieszę się, że mi tak kibicujesz 🙂
Darku, powiem wprost: trochę mnie Twoja odpowiedź zaniepokoiła. Po pierwsze, zarzucasz mi (w nieco ukryty sposób) ignorancję – także w temacie seo, w którym mnie pouczasz. Zastanów się na spokojnie, czy masz do tego podstawy.
Po drugie, nie dopuszczasz, jak widzę, myśli, że się mylisz. Jest kilka osób na naszym rynku szkoleniowym, które tak o sobie myślą. Nie bądź taki sam. Nie tędy droga. Pokora to podstawa.
A to, że część ludzi chce TERAZ maile codziennie od Ciebie, to oczywiste. Bawi ich to, jest fun. Wróć za rok do tego wpisu, moich komentarzy, i napisz, jak teraz lubią codzienne maile.
Wiesz, że Cię cenię (ostatnio całkiem bezinteresownie poleciłem Cię we wpisie na ebiznesy.pl, który był o copywiritngu). Możesz mnie nie słuchać, rób jak uważasz. Pamiętaj tylko, że nie zawsze mamy rację.
Myślę, że na tym poziomie nie dojdziemy do wspólnych wniosków 🙂
Aleście mnie tymi swoimi refleksjami rozentuzjazmowali. Że aż wsadzę babski kij od miotły w te wypowiedzi i powiem tak:
* Jeszcze Nikt Się Nie Urodził, Żeby Wszystkim Dogodził (więc Darku i Sławku – luzik)
* Ten Się Nie Myli, Kto Nic Nie Robi (do wszystkich)
* Przeciw Wiatru Nie Nadmuchasz (jak wujek G się uprze to każdego złapie)
* Tylko Śnięte Ryby Płyną Z Prądem, Żywe Zawsze Pod Prąd (do wszystkich)
* Żadnego Końca Świata Nie Będzie (copywriting i emailing jak istniały tak będą istnieć)
* Myślał Indyk O Niedzieli, A W Sobotę Łeb Obcięli… (do Pawła – nie myśl o tym, co jutro bo nie warto)
Jak to mówi Młynarski „Róbmy swoje” przynajmniej nie będzie nudno…
Wiosna nadchodzi 🙂 Trzymajcie się słonecznie 🙂
PS. Jeszcze jedno. Ten nie poznał co to SEO, kto w filtry nie wpadł 😉 Tak słyszałam ostatnio.
PS2 Trzymam kciuki za Ewelinę.
Twórczość Twoją Darku śledzę od kilku lat. Z wdzięcznością. Jestem ZACHWYCONA twoją akcją „email codziennie” Jesteś jednym z moich największych Nauczycieli. Kilka lat temu zaczęłam od wklepania wordpressa i założenia bloga dzięki Twoim instrukcjom – ktoś taki jak ja, bez znajomości komputera (samouk) bez znajomości internetu… tak za moich czasów komputer nie mieścił się w klasie 🙂
Prowadziłam w pewnym momencie chyba z 5 blogów. Pisania na blogach, samego sposobu prowadzenia konwersacji uczyłam się m.in od Ciebie.
Od niedawna stworzyłam nowy projekt, do którego tworzę bazę mailową i wysyłam regularnie listy.
Kiedy napisałeś, że listy będziesz przysyłał codziennie, zastanawiałam się, czy dam radę czasowo to ogarnąć, żeby je wszystkie przeczytać. .. I cóż okazało się, że się nimi zauroczyłam. Czytam codziennie, nawet jeśli nie mam na to czasu to i tak czytam 🙂 Mam jeszcze jednego Guru, którego listów wyglądam. Ale on pisze rzadko 🙂
Twoje listy, właśnie z powodu tej pozornej „beztroski”, lekkiego, bezpośredniego języka zachwyciły mnie. Kiedy zachęciłeś do naśladowania; nie czekałam ani chwili. Zaczęłam pisać często, może nie zawsze codziennie, ale częściej niż zwykle. Daję w tych listach dużo wiedzy, ale podaję to w taki właśnie sposób, pół żartem pół serio. Dwa miesiące liczy sobie moja nowa baza (nowy target) i dostaję takie listy zwrotne jak od najlepszych przyjaciół. A z otwieralności kilku procentowej wzrosła do 46% i CTR po ostatnim liście 34%. Na dodatek ludzie się rozpisali wdzięczni za wiedzę, za lekkość e-maili, zaczęli deklarować pomoc w różnych zaskakujących sprawach. Jestem pod wrażeniem, bo z grupy klientów stworzyła się grupa przyjaciół, pewnie niektórych na lata!
Początkowo szło mi niezgrabnie, ale z czasem zaczęłam się tym bawić podobnie jak moi czytelnicy. Widać to po wielokrotności otwarć i wzroście ilości otwarć.
Od kilku lat pisze blogi, stosuję w nich język bezpośredni, wysyłam w takim tonie newsletter do swoich klientów, pacjentów, którzy w gabinecie są per Pan, Pani, a w newsletterze jako moja najlepsza przyjaciółka. Taki sposób pisania fantastycznie poprawił moje relacje z klientami. Wiem, to mogę powiedzieć z pewnością, że relacje bardzo mocno przyczyniają się do zwiększenia sprzedaży.
Większość moich klientów – pacjentów stała się moimi wiernymi przyjaciółmi również w realu. Po przeczytaniu newslettera od „przyjaciółki” przychodzą jak do przyjaciółki. Nie obawiają się, że cokolwiek im zagraża, że ktoś chce ich wykorzystać. Wzrasta zaufanie do tego co im oferuję. Przecież przyjaciel nie chce nikogo oszukać. I tak jest. Nie mam takich intencji. Jestem z nimi w każdej sprawie szczera. Można być wyluzowanym autorytetem 🙂
Niektórzy, trochę zaskoczeni formą pytają o co chodzi, a jednocześnie piszą, że czekają na te maile, jak ja Darku na Twoje!
W poniedziałek i dziś dostałam dwie cudowne lekcje pisania maila sprzedażowego. Kupiłam kiedyś kurs Dynatext, ale go „nie przerobiłam”. Po ostatnich konsultacjach via Skype widzę, że to kapitalny materiał, a od poniedziałku sprawdzę go w akcji. Mam takie przekonanie, że moi potencjalni klienci, czytelnicy newslettera, ucieszą się z tej oferty. Bardzo, bardzo dziękuję. I nie przestawaj pisać. Dajesz mnóstwo wiedzy, dajesz mnóstwo przykładów do naśladowania, sam do tego zachęcasz. To najlepszy kurs jaki znam!
Dziękuję za te miłe słowa 🙂
Ja dziękuję za to fantastyczne „świadectwo”, które pokazuje efekty korzystania z CopyMagicznych sztuczek Darka działa bo po ostatnich „wydarzeniach” na tym blogu jeszcze trochę i można by było mieć wątpliwości… zwłaszcza, jeśli patrzy się na newsletter jako czystą reklamę… którą przecież nie do końca jest…
Pozdrawiam
Ewa
PS Niestety, ale Twoja wiedza Darku działa, nic nie można na to poradzić… 🙂
brakuje mi <> oraz RSS
Nic tylko budować listę mailingową i stosować metody zawarte w artykule oraz w lekcjach CopyMagii i poradniku. Szczerze to niektóre metody już stosuje, ale jest kilka rzeczy które muszę poprawić 😉 Dziękuje za cenną i praktyczną wiedzę